Tylko sobie coś testuję - part3
    white.culson pisze:

    Ja ci powiem publicznie i bez owijania w bawełnę.
    Był czas kiedy na ochotnika, chciałem zakotwiczyć w wojsku. Interesowały mnie wojska łączności, radiotechniczne. Nietety! Miałem krewnych za granicą. Najbardziej mi zaszkodziło że miałem krewnych w USA, nawet przy okazji wyszukali krewnych na tym „bliskim zachodzie“ o których ja w ogóle nie miałem zielonego pojęcia.
    Miałem rozmowę ze smutnym ciulem - i nie był to jakbyś pomyślał, jakiś oficer SB. Nawet mnie z poboru w tym roku do wojska nie wzięli. Dopiero, jak koledzy mieli odbębniony rok służby i mnie powołali.
    Stwierdzili, że mam predyspozycje strzelca long dystans i żadnego strzelania poniżej wyniku, ponad przecietnego nie zaliczałem. Najpierw z trzema kolegami, byliśmy wykorzystywani do przestrzeliwania broni. Akurat przezbrajali naszą jednostkę z „kałachów“ ze składaną kolba, który poszły do reontu i prawdopodobnie je sprzedali, no to przezbroili na „kałachy z drewnianymi kobami. Byli tacy co mieli zadanie wykąpać tą broń i solidnie wyczyścić - ja z trzema kolegami, jeźdxiliśmy codziennie na strzelnicę aby tą broń przestrzelać, dla każdego strzelca. Strzelania było „po tąd“ Jeden z naszej paki się wykruszył, poszedł do cywila, bo miał żonę i dwoje dzieci. Potem były całotygodniowe ćwiczenie w strzelaniu z precyzyjniejszej broni jak standardowy kałach i na okrągło strzelanie na strzelnicy w jednostce z broni małokalibrowej kal. 22
    Na moje szczęście, zorientowałem się, że jako zlew, zachleję się na śmierć i dałem dyla z tego zafajdanego wojska.
    Kiedy wprowadzono stan wojenny, na zakładach pracy byli komisarze ds wojskowych. De facto byli to oficerowie SB Może nie wszędzie, u nas tak było. Miałem przyjąć pracę w klubie żużlowym jako jeden z mechaników w warsztacie klubowym. Pierwszym mechanikiem był tam mój serdeczny kolega i twierdził że nie ma byka, przeniosą mnie na bank - nie przenieśli - to był poczatek stanu wojennego i nawet dojścia kolegi, nic nie pomogły. Ale to w sumie było i tak szczęście. Bo z kolei tam bym się zachlał na śmierć. Skończył się stan wojenny, skapowałem że w obecnej firmie nie mam co szukać, bo płacili coraz gorzej. Pracę miałem za biórkiem w białej koszuli i z krawatem u szyi. Ale znowu to chlanie. Już rano np w niedzielę, padało hasło: skocz do delikatesów - ile kupić? A kup trzy flachy, aby nie brakło. Ja miełem tego pecha, czy może szczęście, że mój organizm z ledwoscią tolerował alkohol. Prawie zawsze trzeźwiejąc, straszliwie wymiotowałem. Kiedy zacząłem wymiotować krwią - powziąłem silne postanowienie. Jeszcze w tym tygodniu zwolnienie, bez ogladanie się na skutki. Zwolniono mnie bez większych problemów. Przeniosłem się do zakładu pracy, gdzie zarabiałem kasy „po tąd“ Ale jako staremu repowi, wysiadły mi stawy, głównie kręgosłup i o mało mnie nie wywalili na rentę inwalidzką. Szybko się przekwalifikowałem na metaniarza pomiarowca i tak dotrwałem do „urlopu górniczego“ Buzek i jego ekipa, postanowiła likwidować kopalnie, górników się bali, jednym zaoferowali jednorazowe odprawy i dużo głupoli się załapało na te odprawy. Niestety, wiekszość poległa, po krótkiej balandze. Ja przeczekałem wszystkie dobrowolne i musowe odejścia. Odchodziłem jako jeden z ostatnich na „urlop górniczy“ z pełną świadomością, że ktoś na mnie będzie pracował, ja będę „bykiem leżał, pobierał wyśrubowane wynagrodzenie za friko. Wyśrubowanie polegało na tym że przez ostatnie pół roku, przed odejściem, pracowałem jako metaniarz pomiarowiec, zabespieczając odmetanowanie, przewietrzenie ściany - no i bez problemowe wydobycie, aby nie było najmniejszego przestoju. To było swego rodzaju balansowanie na linie nad przepaścią. Ale wynagrodzenie było na takim poziomie, jakbym pracował w brygadzie ścianowej - i z tego policzyli mi średnią do urlopu górniczego, to był ten „myk“ który był zgodny z przepisami, ale moralnie wątpliwy. Kto się przejmuje jakąś tam moralnością. Było to kolejne szczęście w moim życiu. Miesiąc po przejściu na urlop górniczy, dostałem rozległego zawału serca, ale w domu. Zawieźli mnie na oddział kardiologiczny, tamten poziom nie dawał najmniejszej możliwości na przeżycie, przewieziono mnie do Zabrza do ŚCChS i tam jakimś cudem uratowano po raz pierwszy.

    I teraz o twojej opini o kartce z teczki SB, która się komuś do trepa przykleiła i ten idiot, wniósł ją na trepie do stołowego.

    Tylko ja wiem co w moim życiu robiłem. No jeszcze paru ludzi, co razem wywijaliśmy przeróżne numery.
    Doskonale pamiętam - księżycową, mroźną i bardzo śnieżną noc pamiętnego 13 grudnia, 1981 roku. Jakbyś kolo wiedział, co, jaki numer wywineliśmy z moimi najserdeczniejszymi kolegami - i tak byś nie uwierzył. Trzeba było jeszcze przejechać wcześnie rano do domu i pokonac okoł 20 km na motorcyklu, nie mając kompletnie świadomości że spawacz wprowadził stan wojenny. Minęło mnie parę patroli MO. Co najmnie dwa patrole miały mnie zamiar zatrzymać, jakimś cudem się udało - nie zatrzymali. Gdyby mnie wtedy zatrzymali - do dzisiaj by o mnie co najmniej na śląsku opowiadali HI.

    Współpraca z SB i moje z tym jakieś wstydliwe sprawy - tak to sobie tłumacz na podstawie kartki od g..na przyklejonej w kiblu do trepa pewnego ciula, który to g,,no wniósł do stołowego.
    Opowiadasz o moim oskarżaniu wszystkich naokoło?
    Jaby ktoś o tobie, na forum PKI napisał, pod swoim znakiem krótkofalarskim, że byłeś oficerem SB? Isą na to kwity - kwity z Instytutu Pamięcie i Nienawiści Oraz z KWMO w Katowicach - jakieś tam numerki tych kwitów, łącznie z moim imieniem, nazwiskiem, imieniem ojca, moją datą urodzenia?
    Co byś na takiego powiedział co to publicznie ogłosił?
    I teraz tak:
    Są przepisy regulujące publikowanie danych, skazanych prawomocnymi wyrokami. Są przepisy pozwalające umieszczać w spisie skazanych ich dane - jest to szczegółowo regulowane, po jakim czasie kara ulega zatarciu.
    Jęsli ktoś był funkcjonariuszem SB, lub TW - kara jest nałożona do końca życia?
    Kto tą karę nałożył?
    Według jakiego przepisu ogłasza się o mojej domniemanej współpracy?
    Wyjaśnij mi - kto ma prawo aby mnie ustawicznie nekać?
    Jeśli ja się odsczekuję - o zgrozo! klekajcie narody! Na wszyskich warczy jak wsciekły!
    Czy podlaski lunatyk - ma prawo na forum, nękać mnie pytaniami - Stasiek kiedy umrzesz?
    To jest kruca fuks zgodne z prawem?
    Czy debil osadzony na ziemiach wycyckanych - ma prawo mnie nazywać wieprzem? Ma prawo mnie nękać ogłoszeniami o dancingu ze świniobiciem?
    Czy admin nie ponosi winy za syf na tym forum?
    Tylko bez pieprzenia że teraz gryzę admina!
    Nie pasowałem lata temu - prosiłem i są na to świadkowie, że chcę to forum opuścić, nawet jako zbanowany! Dlaczego dopiero lumpy z rozpędu mnie wygumkowali, jak samego admina zbanowali i pokasowali mu ogromną wiekszość jego postów.
    Nic o tym forum nie wiesz!
    To ja ci mogę polecić ludzi, którzy tu dali dyla, ale mogą być bezstronni z opiniami o tym forum.
    Ci co się teraz tu odzywają, włącznie z adminem - są tak wiarygodni - jak..... Takie niedomówienie!
    Jeszcze raz proszę!
    Masz do mnie obiekcje - napisz mi na „priv“
    Wiem że nie napiszesz!
    Napisałem do ciebie w konkretnej sprawie - i co? Jak grochem o ścianę!
    Albo zignorowałeś moją wiadomość? czy może poczta ci szwankuje?
    Wybacz proszę - innego wytłumaczenia nie ma!
    Ja mam kopię tego co do ciebie na „priv“ napisałem!

    I zupełnie na koniec
    Nie jestem twoim wrogiem
    Nie zmuszaj mnie jednak do kajania się - nigdy tego nie zrobię - doszło do klinczu pomiędzy nami i nie ja szukałem guza. Uważam że to historia i wszystko zostało wyjasnione.
    Nie interesuja mnie twoje jakiekolwiek perypetie życiowe. Tym bardziej wpadki życiowe.
    Zrozum to wreszcie.
    Zrozum też że pod moimi awkami dział menda z ziem wycyckanych, przekroczy kiedyś masę krytyczną i się bardzo zdziwi podsrywacz i lump od urodzenia.



  PRZEJDŹ NA FORUM