NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » POGADUCHY KRÓTKOFALOWCÓW » NAJBARDZIEJ KRWAWI KOMENDANCI UBECKICH OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Najbardziej krwawi komendanci ubeckich obozów koncentracyjnych

Ilu zamordowano w innych obozach koncentracyjnych
  
Logika_sypania
31.05.2018 14:33:52
Grupa: Użytkownik

Posty: 20 #2551222
Od: 2018-5-28
Najbardziej krwawi komendanci ubeckich obozów koncentracyjnych

Nowe, komunistyczne władze powojennej Polski w zabudowaniach opuszczonych przez hitlerowców utworzyły własne więzienia. Do obozowych baraków zapędzono Niemców, Polaków i Ukraińców. W niektórych dochodziło do porażających ekscesów. Stalinowskim oprawcom udało się jednak uniknąć jakiejkolwiek sprawiedliwości.

Salomon Morel, kat ze Zgody
Niechlubne miano najbardziej bestialskiego (a przez to pewnie także najbardziej znanego) spośród komendantów ubeckich obozów przypada Salomonowi Morelowi. Ten młody partyzant trafił po wojnie do Służby Bezpieczeństwa… wprost z lasu. Wkrótce objął obóz Zgoda w Świętochłowicach. Jeszcze dziś miejsce to jest dla wielu Ślązaków symbolem stalinowskiej represji.

Niski, krępy, ze szpicrutą w dłoni, Morel witał swoich więźniów słowami: Auschwitz to było sanatorium w porównaniu z tym co wam tu urządzę. Umieralność na Zgodzie w najgorszym okresie przekraczała ilość zmarłych w sowieckim łagrze. Morel miał makabryczne upodobania: lubił na przykład kłaść ludzi na siebie, pokotem, tworząc gigantyczną piramidę. Była ona tak wysoka, że gdy komendant wchodził na jej wierzch pod sufitem, by tańczyć na ludziach kalinkę, ci, którzy znajdowali się na samym dole, nie mieli żadnych szans.
Salomon Morel był odpowiedzialny za krańcowe wyniszczenie, głodzenie i bicie obozowych więźniów. Także swoich podwładnych zachęcał zresztą do gwałtów i pobić. W obozie bito każdego dnia. Stan więźniów był tak zły, że dochodziło wręcz do aktów kanibalizmu! Pilnujący ich oficerowie KBW pozwalali członkom komanda, wrzucającym codziennie zwłoki do rowów pełnych wapna, na okaleczanie trupów.

Czy za te bestialstwa spotkała Morela zasłużona kara? Nic podobnego. Spędził w Polsce całe swoje życie zawodowe. Za Gomułki, w 1964 roku, obronił – i to z wyróżnieniem! – pracę magisterską na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego. Była ona poświęcona… efektywnemu zarządzaniu osadzonymi w więzieniach!.

Sytuacja uległa zmianie dopiero po 1989 roku Katowicka prokuratura oraz Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wytoczyły komendantowi proces o ludobójstwo. Odnalazło się bardzo wielu świadków pamiętających zbrodnie komendanta. Morel, by uniknąć sprawiedliwości, wyjechał z Polski. Zmarł w 2007 roku w Tel Awiwie.

Szokująca prawda o powojennych polskich obozach koncentracyjnych w książce Marka Łuszczyny pod tytułem „Mała zbrodnia” (Znak Horyzont 2017).

Krwawy Czesław” Gęborski
W późnych latach 40. rozgłos zyskał także Obóz Pracy w Łambinowicach na Śląsku Opolskim. Został on uruchomiony na infrastrukturze niemieckich Stalagów – obozów z okresu II wojny światowej. „Sławę” zapewnił mu zaś Czesław Gęborski, komendant, który pewnej nocy podpalił barak w obozie, a następnie stanął obok i strzelał do gaszących płomienie więźniów.

Zginęło 48 niemieckich cywilów. Próbę gaszenia obozu Gęborski nazwał próbą ucieczki, a swoje zachowanie – udaną próbą udaremnienia jej. Dla Gęborskiego mordowanie i znęcanie się nad ludźmi było na porządku dziennym. Wedle niektórych świadków zabijał, kiedy był wściekły na jakieś niepowodzenie zawodowe.
W przeciwieństwie do Morela Krwawego Czesława, jak nazywano Gęborskiego, udało się postawić przed wymiarem sprawiedliwości. W 1999 roku postawiono mu zarzut zamordowania 48 osób, ofiar strzelaniny z nocy pamiętnego pożaru. Proces trwał do roku 2005, kiedy sąd zadecydował o wizji lokalnej na terenie byłego obozu.

Gęborski miał pojechać po wielu latach na miejsce w którym dokonywał swoich zbrodni. Nie dożył jednak tego momentu, ponieważ na kilka nocy poprzedzających wyjazd na wizję lokalna zmarł na zawał serca. Co ciekawe, do dziś znajdują się obrońcy dobrego imienia komendanta. Powołują się na klauzulę domniemania niewinności, obowiązującą do momentu ogłoszenia prawomocnego wyroku.

Proces z 1999 r. nie był pierwszym wytoczonym w sprawie 48 zamordowanych Niemców. Czyn Gęborskiego był tak głośny że nawet w stalinowskiej Polsce nie udało się go zatuszować! Wcześniej odbyły się już dwa! Pierwszy proces, który miał miejsce w latach 50., zakończył się uniewinnieniem. Licząc na efekty październikowej odwilży, do sprawy wrócono po 1956 roku.

Do kolejnego procesu znienawidzonego w całym regionie komendanta doprowadziła część komunistycznych aparatczyków związanych z Dolnym Śląskiem. Ale również wtedy, w latach 60., Sąd dał wiarę Gęborskiemu. Zaakceptowano jego tłumaczenia o próbie ucieczki, odpowiedzialności przełożonych i walce o dobro kraju. Mimo tych dwóch „sukcesów”, trzeci proces mógł skończyć się mniej pomyślnie dla oskarżonego. Być może tym razem Czesław Gęborski miał poczucie, że kara jest nieuchronna…

Tadeusz Krawczyk, komendant z kamieniołomów
Krzesimów to maleńka wieś nieopodal Lublina. W znajdującym się w niej obozie pracy przymusowej pracowało od kwietnia 1945 roku kilkuset uznanych za wrogów systemu byłych żołnierzy Armii Krajowej. Ich plan dnia ustalał komendant Tadeusz Krawczyk. Obejmował on codzienną kilkunastokilometrową wędrówkę więźniów do kamieniołomu w Dominowie. Więźniowie wracali z niej dopiero późno w nocy, taszcząc wielkie, ciężkie, wapienne kamienie.

Krawczyk wybierał więźniów, którzy nie nadawali się do pracy i zlecał ich mordowanie w pobliskim lesie. Ich groby odkryto dopiero w 1996 roku, kiedy w Krzesimowie postanowiono zbudować porządną drogę. Kości wydobyte przez koparkę znajdowały się tuż pod powierzchnią ziemi. Miało to miejsce już po śmierci komendanta obozu. I jego zatem nigdy nie dosięgła sprawiedliwość. Żył do późnych lat 80., ciesząc się zdrowiem i szacunkiem współpracowników w socjalistycznej ojczyźnie…

Sprawa Krzesimowa była całkowicie nieznana m.in. z powodu bliskości Lubelskiego Zamku, czyli katowni SB, w której życie straciło wielu ludzi. Stworzenie obozu w Krzesimowie było odpowiedzią na przepełnienie cel na Zamku. I choć komendantura, w której urzędował Krawczyk, mieściła się w ładnym, klasycystycznym pałacu, zdaniem nielicznych świadków i mieszkańców wsi, zaangażowanych dzisiaj w proces odkrywania prawdy o obozie, komendant czuł się odsunięty.

Zarządzanie COP (Centralnym Obozem Pracy) Krzesimów uważał za peryferyjnie, nic nie znaczące zajęcie na froncie walki o nową ojczyznę. Swoją frustrację wyładowywał na umęczonych do granic przytomności więźniach, którzy wracali z kamieniołomu taszcząc gigantyczne kamienie. Każdy z nich drżał zapewne na dźwięk dobiegającego z dala odgłosu samochodu komendanta. Krawczyk stawał przed kolumną więźniów i sięgał po broń…

KOMENTARZE (108)
Nervous napisał 02.01.2017 Odpowiedz
Może skoro tak walczymy o to by na świeci nie używano określenia „Polskie obozy…” nie używajmy go sami, bo potem nie możemy mieć pretensji do innych że tak mówią i piszą. Domyślam się że autor artykuły użył tego określania z premedytacją, by wzbudzić większe zainteresowanie artykułem. Panie autorze, nie lepiej było napisać „komunistyczne obozy…”?

KARLIK napisał 02.01.2017 Odpowiedz
obóz przesiedleńczy dla Niemców – Łambinowice.

Zaczynaliśmy rejestrację od rewizji szczegółowej. Braliśmy wszystko. Jedna pierścionek schowała we włosach, obcięliśmy jej. Braliśmy i biliśmy. Kolbami, rękami, nogami. Starych, młodych, kobiety. Wszystko, co się ruszało, oprócz dzieci. Na dzień dobry, psychologicznie, jak mówił Czesiek, żeby posłuszeństwo w nich zaorać. Pamiętam jak takim sześciu założyliśmy hełmy na głowy i waliliśmy w nie tak długo, aż na oczy pociekła im krew. Ci to i tak mieli szczęście, raz jednego z brodą wypatrzyliśmy, to nawet do środka na rejestrację nie wszedł, Judasz. Johann mu było, Johann L. Zagnaliśmy go do warsztatu za tę brodę i wkręciliśmy mu ją w imadło, i podpalili, żeby wyglądał jak dziad. Krzyczał, że ma dzieci. Resztki odcięliśmy mu nożem, ze skórą. Obcęgami wyrywaliśmy mu paznokcie, jeden po drugim. Wkręciliśmy mu jedno ramię w imadło. Drugie tak samo. Zaczęliśmy pukać mu w głowę kluczami, puk, puk, jest tam kto? A potem łupać tę czaszkę, chlupało, trzeszczały kości, wywracały mu się gały. Edek powiedział, że to białe to mózg. Ta krew z tym mózgiem to wygląda jak kisiel ze śmietaną. (…)

Dzień powszedni wygłądał tak, że o szóstej pobudka! pobudka! wstać! l na plac. Bieg – Padnij – Czołganie – Bieg. Starzy nie starzy, chorzy nie chorzy, gimnastyka poranna. Po polsku. Komenda i odliczanie po polsku, od jednego do ilu ich tam było. Kto nie umiał, kto się pomylił, baty, stary nie stary, chory nie chory. Pałami, nogami, rękami. Biliśmy tak długo, aż wychodziły flaki. Kto zdechł, ten zdechł. Buty z niego i do dziury ze ścierwem. Czasami, dla rozrywki, kazaliśmy jednym wchodzić na drzewo, na sam czubek. A innym piłować. Spadali jak gruszki. G. kazał kiedyś jednemu wejść i krzyczeć, jestem małpą! A my strzelaliśmy. Aż spadł. Buty i do dziury, żył czy nie, jego sprawa. (…)

Nie wiedziałem, że zady bab są takie wielkie. Na środku placu stawialiśmy stołek, każda musiała podnieść spódnicę i przechylić się. Zabroniliśmy chodzić w majtkach, przy wyjściu z baraków chłopaki sprawdzali kijami. Moja pierwsza nazywała się Gertruda. Lało jak z cebra. Naprzód kazaliśmy im chodzić wokół placu i śpiewać hitlerowskie piosenki. Potem na taboret. Dwadzieścia pięć do trzydziestu uderzeń grubą pałą. (…) Młóciliśmy je jak zboże na klepisku. Skóra i mięśnie wisiały na nich paskami. Leżały na izbie chorych i zdychały, w ranach kłębiły im się muchy, jedno tylko dodam, że nikt z nas ich nie gwałcił, śmierć była dla nich wybawieniem. Umierały na zakażenie krwi.

Nie mieliśmy koni, to zaprzęgaliśmy do pługa i brony mężczyzn. Do pługa dwunastu, do brony od ośmiu do dwunastu, zależnie od siły, do siewnika – piętnastu. Zdarzało się, że ciągnęły też kobiety. Nie mieliśmy aut, to zaprzęgaliśmy do wozów albo przyczep, żeby prowiant przywieźć, na przykład. Albo przejechać się, bryczką albo dorożką razem z komendantem. Jak prawdziwe polskie pany.

Piętnastego września zaprzęgnęliśmy do wozu szesnastu, bo mieliśmy zawieźć do wioski ciężkie części. Tłukliśmy ich po drodze kijami, ile wlazło, zaciągnęli. Wracając, w lesie, postrzelaliśmy trochę. Połowę z nich zagoniliśmy strzałami do stawu i potopili. Sześciu zaciągnęło nas na powrót, trzech z nich straciło mowę ze strachu, jeden sam się powiesił.

Strzelaliśmy do ludzi na drzewach Jak do małp, strzelaliśmy do ludzi w kiblach jak do much. Raz bab za dużo do latryny wlazło, puściłem całą serię, jedne dostały w brzuch inne w piersi, kule trafiały jak ślepy los. Stękały, jęczały, rzęziły. Do dziury. Żeby śladu nie było, pod ziemię. Wiły się w niej jak duże glisty, zasypaliśmy piachem. Nie znał litości „pan lgnac”. (…) Biliśmy i zabijaliśmy. Wysiedlaliśmy ich z tej ziemi. Nauczyciele, urzędnicy, kupcy, duchowni mieli pierwszeństwo. Oblewaliśmy ich szczochami, obrzucali gównem, pod paznokcie wbijaliśmy im gwoździe.

Jednemu szewcowi z Bielic, lat 58, skakałem po plecach tak długo, aż zdechł. Jego kumplowi z tej samej wioski, lat 65, wyszedł mózg, tak mu roztrzaskałem czaszkę kolbą. Jednego zastrzeliłem, bo nosił okulary, inteligent…

Frau Paschke nażarła się mojego gówna. Fraulein Marii Schmolke z Łambinowic naszczaliśmy do gęby i kazaliśmy jej lizać krew z jej niemieckich ziomków, co leżeli na ziemi. Baby i dziewczyny dogorywały na izbie chorych. Kazaliśmy jebać im się nawzajem i nawzajem torturować. Dziewuchom „płaciliśmy” tak, że wsadzaliśmy im między nogi banknoty namoczone w nafcie i zapalali. Smród szedł okropny. Wsadzaliśmy im do pochwy rozpalone pogrzebacze, wpuszczaliśmy tam szczury i myszy.

Razem z szefem, Czesławem G. obcięliśmy piłą nauczycielowi Wolfowi z Bielic chorą nogę. Zawył się na śmierć. Zastrzeliliśmy kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży, a potem zastrzeliliśmy małą córkę, kiedy składała kwiaty na jej grobie.

Po obozie pałętały się dzień i noc głodujące dzieci. Sieroty albo odłączone od matek. Żebrały od okna do okna i umierały po cichu. (…) Janek F. zabił kilkadziesiąt niemowląt, po dwa naraz roztrzaskując główkę o główkę. (…)

Kogo nie zabiliśmy ten zdychał z głodu lub chorób. Na tyfus umierali jak muchy. Wszy żarły im skórę tak, że widać im było gołe żebra. l tak zabijaliśmy za mało. Czesiek chciał, żeby co najmniej dziesięciu dziennie. Potem więcej i więcej, wioski trzeba było przecież opróżnić dla naszych, ze wschodu, nawet na dworcu w Opolu nocowali. (…)

To wymyśliliśmy pożar. Dnia 4 października podpaliłem razem z D. barak numer dwanaście. Wcześniej wszyscy wypiliśmy. Nie było co gasić, ale kobietom kazaliśmy nabierać wodę i piasek, mężczyznom nosić to na dach sypać i lać. Strzelaliśmy, kiedy chcieli schodzić. Dach się zawalił, spadli w ogień i spalili się. Wrzucaliśmy do ognia tych, co się bali podchodzić blisko, ich członkowie rodzin błagali nas na kolanach, nie było litości, mąż palił się na oczach żony albo odwrotnie.

G. dał rozkaz, żeby strzelać, że niby bunt więźniów, bo pożar i chcą uciekać, l zaczęliśmy strzelać. (…) Ostatni trup tego dnia był mój. Zastrzeliłem strzałem w tył głowy sanitariusza z opaską Czerwonego Krzyża, który niósł zupę dla chorego dziecka. Zawołałem dwóch, żeby zanieśli go na noszach do rowu, zobaczyłem, że widać mu mózg i kazałem im go jeść. Nie chcieli, tłukłem kolbą.

Martwych i ciężko rannych kazaliśmy wrzucać do rowów i zasypywać. Ziemia się ruszała, słychać było spod niej jak rzężą, grabarze musieli tak długo deptać, aż ruszać się przestała i było cicho.

Przeprowadziliśmy ekshumację zwłok żołnierzy radzieckich. Kazaliśmy im wyciągać z ziemi tych, których ich żołnierze tam zakopali. Gołymi rękami wyciągać. Mężczyznom i kobietom. Od tych trupów śmierdziało jak z piekła, rozlazłe były tak, że ich części wchodziły w buty. Kobietom kazaliśmy żreć to błoto, kłaść się na wyciągnięte na górę wpółzgniłe zwłoki, całować je i tak jakby dupczyć. Kładły się wymiotując, a my kolbami wgniataliśmy ich niemieckie głowy w rosyjskie czaszki. Gęby, nawet nosy miały pełne trupów, tak zabiliśmy kilkadziesiąt kobiet i dziewczyn.

W niektórych grobach zwłoki rozłożone były tak, że jak kogoś tam wrzuciliśmy, juz z tej mazi nie wyszedł.

Zakopywaliśmy takich, którzy tylko zemdleli. Budzili się jak sypał na nich piach. Grabarze zakopywali ich wtedy w przyśpieszonym tempie. Jakby mnie ktoś pytał dzisiaj, czy słyszę te wrzaski, to nie, nie słyszę.(…)

Magda napisał 03.01.2017 Odpowiedz
Skąd pochodzi ten fragment?

KARLIK napisał 03.01.2017
Piekło
w Łambinowicach
Relacje Heinza Essera i Janusza
Rudnickiego

Ślónzok napisał 04.01.2017 Odpowiedz
Hitlerowskie obozy były NIEMIECKIE, bo to Niemcy w demokratyczny sposób wybrali Hitlera. Określenie „polskie obozy” jest słusznie karaną manipulacją, bo POLSKIMI NIE BYŁY, tylko SOWIECKIMI! Dlaczego? Z prostej przyczyny – władza komunistyczna była przyniesiona na sowieckich karabinach, a nie została wyłoniona w demokratycznych wyborach.

Równie dobrze moglibyście użyć nazwy „angielskie” lub „amerykańskie” obozy zagłady – bo nasi alianci mieli większy wpływ na sytuację w Europie, niż polski rząd na uchodźctwie (czy tym bardziej zniewolony naród polski) – to za ich przyzwoleniem Polskę połknęli Sowieci. Proszę więc o zmianę tego tytułu, póki jeszcze jest na to czas.

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » POGADUCHY KRÓTKOFALOWCÓW » NAJBARDZIEJ KRWAWI KOMENDANCI UBECKICH OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny